"Jeden zero dla Baśki" recenzja Asia czytasia
Jest takie powiedzenie „każda potwora znajdzie swojego amatora”.
Tytułowa Baśka z powieści Elwiry Watały podobno urodą nie grzeszy, ale
jak wiele kobiet marzy o swoim księciu z bajki. Czy okaże się nim Eryk,
hipis poznany na jednej z potańcówek? Tylko po części. Oblubieniec jak
szybko przyjechał, tak odjechał, zostawiając Basi pamiątkę w postaci
ciąży. Mężczyzna nie zamierza zalegalizować związku i płacić alimentów.
Bohaterka książki musi poradzić sobie z samotnym wychowaniem dziecka,
ale też ze społecznym ostracyzmem.
Ważną informacją jest czas akcji – lata 60. XX wieku. Elwira Watała
zadbała o wyraźne zarysowanie tła, a w szczególności przedstawienia
ludzkiej mentalności – oczywiście głownie w sferze seksu, macierzyństwa,
obyczajności. Dlatego też Basiny potomek rusza w świat z łatką bękarta,
a ona sama – chociaż „do tanga trzeba dwojga” - zbiera cięgi od
otocznia.
„Jeden zero dla Baśki” nazwałam roboczo „powieścią rozkminą”.
Opowiedziana przez pisarkę historia to tylko część atrakcji jakie skrywa
ta książka. Jest ona pełna ciekawostek z alkowy głównie królów, ale też
innych słynnych postaci. Znajdą się rozważania na inne tematy np.
posyłanie do żłobka, ale są one mniejszością. Tą książką rządzi
cielesność. Generalnie autorce nie trzeba wiele, aby odpłynęła od trzonu
fabuły. Nie zaznaczyłam sobie żadnego cytatu, bo Elwira Watała bardzo
płynnie przechodzi między różnymi elementami swojej gawędy i musiałabym
przepisać spory fragment, ale spróbuję zaimprowizować coś w stylu, jakim
została napisana książka. Uwaga, zaczynam: „Na śniadanie Basia zjadła
kanapkę z ogórkiem. Ilu samotnym, spragnionym miłości niewiastom to
twarde warzywo dało szczęście. Kiedy książę na białym koniu nie mógł
znaleźć drogi do ich drzwi to zielony kolega dotrzymywał im towarzystwa.
Mówi się, że królowa XYZ, wcześnie owdowiała i życzyła sobie to warzywo
do kolacji, bynajmniej nie w celu konsumpcji.” No dobra, może nie była
to smaczna improwizacja, ale fakt też jest taki, że w powieści
zamieszczono sporo obleśnych anegdot. Czy wyszły one „Baśce” na plus?
Powiem tak. Na początku bawiłam się przednie. Z postępem czytana ciągłe
dygresje były dla mnie nużące. Akcja posuwała się do przodu w żółwim
tempie, a ja bardziej chciałam wiedzieć co Basią, a nie z kim spał i jak
spał Henryk VIII.
Książka „Jeden zero dla Baśki” to niewątpliwie bardzo oryginalny twór.
Tematyka kręci się wokół miłości, seksu, obyczajności i hipokryzji – ze
wskazaniem na dwa pierwsze hasła. Jako plusy wskazać mogę gawędziarski
styl autorki i fantastycznie zarysowane PRL-owskie tło. Duża ilość
ciekawostek to element, który mi się początkowo spodobał, ale
ostatecznie przytłoczył. Aczkolwiek w tym punkcie mam świadomość, że
znajdą się osoby, których taka konstrukcja powieści zachwyci. Czy ty
będziesz jedną z nich?
Komentarze
Prześlij komentarz